Nie jestem ekologiczny. Ekologia kojarzy mi się ze zgrzebnymi, jutowymi workami, wisiorkami z konopii oraz z trudnym do pogryzienia i przełknięcia jedzeniem, pozbawionym w dodatku smaku. Nie wierzę w kury znoszące zdrowe jajka, bo przecież nawet jeśli dziobią otręby i ziarno wyhodowane bez użycia nawozów sztucznych, oddychają tym samym powietrzem, którym oddychamy wszyscy, a promieniowanie, docierające na ziemię przez dziury ozonowe, ich nie omija.

Segreguję odpadki, bo mam słabą wolę i ulegam trendom, ale od czasu, gdy zobaczyłem, jak śmieciarze przy ulicy Wilczej w Warszawie przesypują zawartość pojemników z napisami "Szkło", "Plastik" i "Papier" do jednego kontenera, robię to bez cienia przekonania w celowość działania.

Jest jednak dziedzina życia, w której jestem eko, a recycling traktuję nie jako obowiązek, ale jako przyjemność. Tą dziedziną jest urządzanie wnętrz, tworzenie mebli i wyposażenia. Wierzę, że otaczanie się przedmiotami, które mają swoją historię i niebanalną przeszłość, po prostu wzbogaca życie, a jednocześnie pomaga choć w drobnym stopniu odciążyć nasz świat od nadmiaru śmieci - które tak naprawdę nie są wcale śmieciami, bo przy odrobinie fantazji i włożonej w nie pracy, mogą się okazać nie tylko użytecznymi gadżetami, ale nawet unikatowymi dziełami sztuki.

Szczególnie jeśli dostaną się w ręce prawdziwego artysty, takiego jak włoski projektant i rzemieślnik Maurizio Lamponi Leopardi (www. lamponislamps.com). Z elementów karoserii aut, skuterów i motocykli, z niepotrzebnych, starych urządzeń domowych, wyszukanych na złomowiskach, Lamponi tworzy wyjątkowe lampy. Dopracowane w każdym najdrobniejszym detalu, surrealistyczne, a niekiedy po prostu żartobliwe.

Wyposażone w nowoczesne źródła światła, energooszczędne halogeny, czy diody led są w 100% ekologiczne - choć swoim charakterem nawiązują do lat czterdziestych i pięćdziesiątych, kiedy to o ekologii nikt nie tylko nie myślał, ale nawet o niej nie słyszał. Starannie odrestaurowane fragmenty skuterów, żelazka, suszarki do włosów, czy syfony do wody sodowej zachwycają miękkością streamline -  opływowej, aerodynamicznej linii, obowiązkowej w użytkowym wzornictwie od lat trzydziestych do pięćdziesiątych.

Do tego stylu nawiązują też twórcy z amerykańskiego New Retro Dining (www.newretrodining.com), którzy oprócz szerokiego wyboru nowych mebli powielających wzory z połowy XX wieku proponują też sofy zrobione z samochodowych wraków, których części pieczołowicie odnawiają.

Izraelscy designerzy z Junktion Studio (www.junktion.co.il) i młodzi projektanci z hiszpańskiego VAHO! (www.vaho.ws) w swoich pomysłach idą o krok dalej. Recycling stawiają na pierwszym miejscu i nie tylko tego nie ukrywają, ale wręcz podkreślają.

Przerabiają beczki po paliwach na fotele, a zużyte butle gazowe na patery, pojemniki lub koszyki, traktując przy tym firmowe emblematy, ślady rdzy, czy zarysowania jako ornament. Ze starych opon i dętek samochodowych oraz ze zużytych banerów reklamowch tworzą siedziska oraz całą kolekcję galanterii - od portfeli, przez damskie torebki, plecaki, po torby podróżne.

W ich projektach niepotrzebne już nikomu, zużyte przedmioty nie udają czegoś innego, zmieniają się tylko ich funkcje. W dodatku recycling dla wielu z nich okazuje się "społecznym" awansem, bo z magazynów, składów, hal fabrycznych, w których spędziły swoją pierwszą młodość, trafiają na salony.